Czym są? Jak powstają? O czym opowiadają? Miejskie legendy (urban legend) są ciekawym elementem współczesnej kultury. Nie chodzi tu, rzecz jasna, o te opowieści o początkach różnych miast, które słyszeliśmy w podstawówce, jak legenda o Smoku Wawelskim. Miejskie legendy to historie niczym z fabuły horroru, często lokalne, stanowiące specyficzny folklor miasta. Mogą nosić znamiona prawdy, choć najczęściej są zupełnie zmyślone – ale przede wszystkim mają pobudzać emocje. To dlatego niektóre z nich są podchwytywane przez lokalne media i opisywane w gazetach.
Spis Treści
Skąd się biorą legendy miejskie?
Choć termin ten został ukuty przez amerykańskiego folkrorystę Richarda Dorsona w 1968r., to tego rodzaju opowieści nawet w Polsce pojawiały się znacznie wcześniej. Dlaczego są ciekawe i co sprawia, że wywołują emocje?
- wydają się prawdopodobne, a przynajmniej nie kompletnie niemożliwe,
- legendę słyszymy od znajomego, który usłyszał ją od znajomego znajomego, któremu to się przytrafiło lub coś napotkał,
- związane są z jakąś katastrofą, nieszczęściem czy jakimś tragicznym zaniedbaniem,
- akcja dzieje się niedawno,
- nie wiadomo, kto pierwszy opowiedział daną historię,
- nawiązują do lokalnych charakterystycznych budynków, osobistości lub obyczajów.
Oczywiście, badacze kultury współczesnej mogą wyróżnić nowe, inne cechy. Np. internetowa forma, czyli creepypasta, nawiązuje stylem do opowieści typu urban legend, lecz jest rozpowszechniana głównie wirtualnie.
Legendy miejskie mogą być niejako celowo tworzone. Np. w czasach PRLu w propagandowym, oficjalnym przekazie medialnym mówiono o tym, że kapitalistyczni imperialiści zrzucają z samolotów stonkę ziemniaczaną, która przyczynia się do dewastacji upraw. Choć nie jest to ściśle miejska opowieść, to jednak u niektórych wywoływała podobne odczucia i emocje, co legenda.
Powstawanie legend miejskich może być też zrzucone na karb charakterystycznej dla ludzkiego mózgu skłonności do racjonalizacji wydarzeń. Ważne zdarzenia (np. śmierć w tajemniczych okolicznościach) muszą mieć ważne przyczyny (nie mogą być zbiegiem okoliczności czy jakimś naturalnym procesem). Dodatkowo komfortowe jest wyjaśnienie pewnych skomplikowanych spraw w taki sposób, aby pokazać, że człowiek ma decydującą sprawczość. Innymi słowy, mamy tendencję do tłumaczenia sobie np. zaginięcia dziecka nie poprzez zagubienie się w ciemnym lesie podczas burzy czy utopienie w rzece na skutek nieszczęśliwego wypadku podczas zabawy, lecz raczej przez tajemniczego, strasznego człowieka-bociana, który pojawia się znikąd i za, ponieważ w mieście jest zbyt wiele nastolatek w ciąży.
Żywot miejskiej legendy podtrzymywany jest w szczególności przez lokalne media. Takie opowieści są doskonałą, poczytną treścią w gazetowych kolumnach, wypełniaczem stron znacznie lepszym, niż nudnawy artykuł o regionalnych sprawach, jak zawody wędkarskie czy otwarcie nowego przedszkola. Dlatego pisanie o miejskich legendach jest biznesowo opłacalne – po utrwaleniu się urban legend, może ona zostać inkorporowana do folkloru i stać się np. atrakcją turystyczną czy inspiracją dla sprzedawców suwenirów. Jednak tego rodzaju zainteresowanie lokalnych mediów może stać się przyczyną masowej histerii, która zapewnia kolejne “obserwacje” i “dowody”.
Przykłady urban legends
Humanoidalny stwór o czerwonych ślepiach, czarnej skórze i skrzydłach, który zwiastuje katastrofę – Mothman, człowiek-ćma. Rzekomo był widziany przez nawet setkę osób w latach 1966-67 w Wirginii Zachodniej. Pojawiał się nie bez powodu – w 1967r. w mieście Point Pleasant zawalił się most, zginęło kilkadziesiąt osób. Kilka obserwacji człowieka-ćmy miało miejsce tuż przed tym wypadkiem. Rzekomo pojawianie się tego stwora było efektem rzucenia przez indiańskiego wodza z tych okolic klątwy przywołującej potwora przed katastrofami, aby zwrócić uwagę i uniemożliwić zapobieganie nieszczęściom.
Przykładem z naszego podwórka są opowieści o czarnej wołdze porywającej dzieci. Jest wiele wersji tej legendy – samochodem jeździć mieli Niemcy przebrani za księży i zakonnice, Żydzi, SB… Z dzieci z kolei miano wysysać krew (potem sprzedawać bogaczom z Zachodu chorym na białaczkę), ciała pozostawiać na śmietniku. Tu także pojawia się kolejna charakterystyczna cecha miejskich legend – brak szczegółów i konkretów. Nie wiadomo w zasadzie nic więcej, poza tym, że opowieść o czarnej wołdze rzeczywiście straszyła dzieci i każdy znał kogoś, kto widział złowrogi pojazd.
Jedną z ciekawszych i, o dziwo, prawdziwych (częściowo) urban legends jest ta związana z mostem Overtoun. Jest to most z 1895r. położony w zachodniej Szkocji, który jest wyjątkowy z tego powodu, że zwany jest mostem psich samobójców. Rzeczywiście, w jednym konkretnym miejscu na tej konstrukcji zaobserwowano już ponad 50 “samobójstw” psów, choć nieoficjalnie było ich nawet 600. Najbardziej straszne wyjaśnienie wiąże się z opowieścią o ojcu, który w tym punkcie zrzucił w przepaść swoją córkę, którą podejrzewał o opętanie. Inna wersja mówi, że jest to w celtyckiej religii miejsce styku świata żyjących i zmarłych. Realnie jednak psy najprawdopodobniej wyczuwają zapach norek, które mają gdzieś pod mostem swoje siedlisko i w związku z tym, nie widząc przepaści za niskim murkiem balustrady, skaczą prowadzone własnym nosem.